Dziś będzie duuuuużo zdjęć, czyli coś dla tych z Was, którzy nie korzystają z Instagrama, a którzy mimo wszystko pałają chęcią zaspokojenia swojej ciekawości, co takiego interesującego wyrabiałam przez ostatni czas (och, pozwólcie mi proszę łudzić się tą piękną myślą, że są wśród Was takie osoby :))
Oto więc ostatnie tygodnie okiem nałogowej instagirl, pewnie totalnie niechronologicznie, ale za to w miarę tematycznie :)
1. Standardowo sporo jadłam i piłam (choć wyjątkowo niewiele gotowałam, zwłaszcza jak na moje możliwości - muszę nad tym popracować :)
Placuszki z cukinii z fetą i bazylią sałatową - mniam :)
Przepyszna tarta z kremem mascarpone i figami - tym razem zakupiona na Targu Śniadaniowym, nie własnej roboty.
Moje pierwsze francuskie makaroniki w życiu - moje kubki smakowe zwariowały na punkcie tych pistacjowych - teraz próbuję o nich zapomnieć :))
Nowe zapasy herbat, o których pisałam TUTAJ. Droga jesieni przybywaj śmiało, jestem gotowa :)
2. Bywałam w ciekawych miejscach i pokazywałam Wam niektóre z nich.
Kolejne spotkanie z cyklu Creative Mornings Warsaw, z udziałem Łukasza Jakóbiaka.
Zabawy z lustrami w Zachęcie :)
I świetna wystawa w tejże Zachęcie pt. Czas wolny (czyli powrót do czasów PRL).
Jeden z mini stawików na moim osiedlu - w środku pływają czerwone rybki (i to jest informacja z cyklu tych absolutnie zbędnych :)
Słynne i modne hamaki w Zielonym Jazdowie (cudowne miejsce, chyba moje ulubione tego lata!)
Pyszności z ursynowskiego Targu Śniadaniowego - kolejna ulubiona miejscówka na każdą niedzielę :)
To natomiast moje niedawne odkrycie, czyli księgarnio-kawiarnia Wrzenie Świata na Gałczyńskiego - polecam, bo warto!
Tak się zaczynałam uczyć programowania i projektowania stron :)
Pokazywałam Wam też warszawskie murale - ten jest przy ul. Grzybowskiej
A ten przy Łuckiej :)
3. Z innych aktywności:
Stroiłam się bardziej letnio...
i jesiennie :)
Czasem malowałam paznokcie na czerwono :)
Ogarniałam moje miasto z rewelacyjnym przewodnikiem :)
Rozpoczęłam sezon na długie wieczory z książką i herbatą...
...oraz na ciepłe skarpety i bluzy ( i koc)...
I w końcu
Zdecydowałam się na metamorfozę, a właściwie powrót do korzeni, ponieważ mimo mojej ogromnej sympatii do długich włosów, najwyraźniej jestem stworzona do krótkich, rozwichrzonych fryzur w stylu "messy hair straight out of bed" :))
I to tyle, moi mili - mam nadzieję, że Was nie zanudziłam i wrócicie jeszcze :)
No i standardowo, jeśli macie chęć być bardziej na bieżąco, zapraszam na moje konto
na INSTAGRAMIE.